Nowe rozwiązania w procedurze cywilnej wyzwaniem dla praktyki

rozmowa z red. Katarzyną Żaczkiewicz-Zborską

.

.

Prawo.pl (18 października 2019 r.) – LINK

.

Katarzyna Żaczkiewicz-Zborska: Na strony i profesjonalnych pełnomocników czyhają liczne pułapki nastawione przez ustawodawcę w nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, które już częściowo weszły w życie w lipcu, a dalsza ich część zacznie obowiązywać 7 listopada. Czy problemy zaczną się już na etapie złożenia pozwu, czy w trakcie postępowania?

Tadeusz Zembrzuski: Prace legislacyjne stanowiące próbę poprawienia naraz wielu różnych instytucji procesowych zazwyczaj nie przyczyniają się do stworzenia klarownych regulacji, lecz – jak pokazuje praktyka – w większym lub mniejszym stopniu dezorganizują przebieg postępowań sądowych oraz stwarzają kłopoty podmiotom wszczynającym nowe postępowania. Niektóre nowoutworzone uprawnienia, a zwłaszcza obowiązki procesowe – zważywszy, że są wielorakie, rozproszone i przez to stwarzające swego rodzaju „pułapki procesowe” – mogą zaskakiwać i wprowadzać dezorientację nie tylko wśród stron oraz uczestników postępowań sądowych, lecz także w gronie zastępujących ich profesjonalnych pełnomocników.   

Kto może najbardziej obawiać się wprowadzanych zmian?

Już pobieżna lektura wprowadzonych w tym roku aktów prawnych wraz z wielostronicowymi i wielowątkowymi uzasadnieniami proponowanych rozwiązań uzmysławia, że zmiany charakteryzuje ogromne zróżnicowanie. Odnoszą się one do wszystkich podmiotów zaangażowanych w przebieg postępowań sądowych. Od zawodowych pełnomocników należy oczekiwać szybkiego przyswojenia nowych rozwiązań procesowych. Niewątpliwie stanowić będą duże wyzwanie dla przedsiębiorców w związku z przywróceniem postępowania odrębnego w sprawach gospodarczych. 

Co w nowym postępowaniu gospodarczym dziwi najbardziej?

Zaskakiwać może samo jego ponowne wprowadzenie. Likwidacja w 2011 r. postępowania gospodarczego charakteryzującego się  znacznym rygoryzmem procesowym była dobrze przyjęta przez doktrynę i praktykę, a także przez samych przedsiębiorców. Przyjęto wówczas uniwersalne rozwiązania dla wszystkich podmiotów. Uznano, że sprawy między przedsiębiorcami nie różnią się od „zwykłych” spraw cywilnych w sposób uzasadniający ich szczególne traktowanie. Przywrócenie postępowania odrębnego stanowi powrót do rozwiązań strukturalnych z lat 1989-2011 i paradoksalnie, po części, również do rozwiązań obowiązujących w PRL.

W tym przypadku chodziło jednak o zapewnienie przedsiębiorcom szybszej ochrony prawnej.

Z argumentem o potrzebie szybkiego rozstrzygania spraw między przedsiębiorcami, pozornie trafnym, można polemizować. Bezzasadnie różnicuje się interesy po­tencjalnych stron poszukujących ochrony przed sądem. Pamiętajmy, że profesjonalizmu w  prowadzonej działalności gospodarczej nie można odnosić do wymagań proceso­wych. Dalekie i rozbudowane odrębności odbiegające od unormowań postępowania zwykłego przed sądem są właściwe sądom szczególnym, których istnienie, w świetle konstytucyjnych rozwiązań, wydaje się wątpliwe. Patrząc od strony praktycznej, można się zastanawiać, czy różnicowanie choćby rozwiązań służących koncentracji materiału procesowego było potrzebne i celowe.

Zmiany w systemie prekluzji dowodowej są bez wątpienia jednymi z najważniejszych modyfikacji w procesie cywilnym.

Zrezygnowano z uniwersalnego rozwiązania mającego zastosowanie względem wszystkich podmiotów na rzecz skomplikowanego systemu koncentracji materiału procesowego. Dotychczasowy model oparty na dyskrecjonalnej władzy sędziego był daleki od automatyzmu, umożliwiał uwzględnianie okoliczności konkretnej sprawy, z jednej strony usprawniał postępowanie, z drugiej strony stwarzał w określonych sytuacjach możliwość przedstawienia obiektywnie spóźnionych twierdzeń, dowodów i zarzutów. System ten w znacznym stopniu oparty był na sprawdzonych rozwiązaniach funkcjonujących w innych systemach prawnych. Warto zaznaczyć, że prawidłowe stosowanie obowiązujących w nim mechanizmów – co oczywiste – wymagało czasu, zmiany przyzwyczajeń i sposobu myślenia prawników. Ustawa z 4 lipca 2019 r. tymczasem przekreśliła te  mechanizmy oraz rozwiązania, których pozytywne efekty zaczęły być widoczne w praktyce.

Co skłoniło ustawodawcę do przebudowy systemu koncentracji materiału procesowego?

Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Niestety, nie przedstawiono żadnych analiz ani badań, które wykazywałyby dysfunkcje i świadczyłyby o mankamentach obecnego systemu. Wydaje się, że wprowadzaniu nowych rozwiązań towarzyszyło przeświadczenie o tym, że spowodują one przyspieszenie postępowań sądowych. Zdecydowano się na zrobienie „kroku wstecz” i powrócono do bardziej zautomatyzowanego systemu pomijania faktów i dowodów, tworząc jednocześnie kilka wariantów w zależności od charakteru sprawy i przebiegu postępowania. Udzielenie odpowiedzi na podstawowe dla strony pytanie, do kiedy może ona przedstawić twierdzenia faktyczne i zgłosić odpowiednie wnioski dowodowe, jest obecnie dość skomplikowane, a w niektórych wypadkach trudne a priori do przewidzenia.  Zależy m.in. od tego, czy w sprawie będzie przeprowadzane postępowanie przygotowawcze, czy też przewodniczący nie skorzysta z takiej możliwości.

A co pan myśli na temat sztandarowego pomysłu – wprowadzenia postępowania przygotowawczego?

Zakłada się, że po złożeniu odpowiedzi na pozew, która to czynność będzie miała obligatoryjny charakter, przewodniczący co do zasady powinien wyznaczyć posiedzenie przygotowawcze i wezwać na nie strony wraz z pełnomocnikami. Sędzia ma zatem spotkać się z nimi w początkowej fazie postępowania, podjąć próbę ugodowego rozwiązania sprawy, a następnie niejako zaprojektować postępowanie na wiele miesięcy do przodu, czego efektem ma być sporządzenie z udziałem stron planu rozprawy. Zastosowanie mają mieć przepisy o posiedzeniach niejawnych, zaś zachowanie w toku posiedzenia przygotowawczego szczegółowych przepisów postępowania ma nie być konieczne. Zakłada się zatem dużą elastyczność nowej instytucji procesowej. Założenie bez wątpienia interesujące, ale można wyrazić obawę, że postępowania przygotowawcze w proponowanym kształcie będą rzadko wykorzystywanym instrumentem procesowym.

Dlaczego?

Dlatego, że w praktyce sprawdzają się rozwiązania użyteczne, z których wynikają rzeczywiste korzyści widoczne dla stron i sędziego, przekładające się na usprawnienie postępowania w sprawie. Prima facie wydaje się, że plan rozprawy, którego sporządzenie może natrafiać na liczne trudności, nie tylko ze względów organizacyjnych, ale i procesowych – np. w związku z potrzebą odraczania posiedzenia przygotowawczego – zapewni przejrzystość postępowania i koncentrację materiału procesowego oraz ułatwi planowanie działań procesowych. W wielu wypadkach nie da się jednak wszystkiego z góry przewidzieć, zaś przebieg postępowania przynosić będzie zaskakujące zmiany nie tylko dla stron, lecz także dla składu sędziowskiego. Nietrudno sobie wyobrazić sytuacje, w których plan rozprawy zdezaktualizuje się. Chociażby zmiany podmiotowe lub przedmiotowe powództwa będą wymuszały konieczność  skorygowania planu, co wiązać się może z koniecznością przeprowadzania kolejnego posiedzenia przygotowawczego. Koncentracja materiału procesowego może być natomiast osiągnięta w inny sposób.

Czego zatem możemy się spodziewać w praktyce?

Ustawa umożliwia rezygnację z wyznaczania posiedzenia przygotowawczego, jeżeli jego przeprowadzenie nie przyczyni się do sprawniejszego rozpoznania sprawy. Przewodniczący będzie mógł wówczas nadać sprawie inny bieg, w tym skierować ją do rozpoznania na rozprawie, a zatem w tradycyjny sposób. W takim wypadku można będzie przytaczać twierdzenia i dowody aż do zamknięcia rozprawy. Należy mieć jednak na względzie, że przewodniczący będzie mógł zobowiązać strony – niezależnie od tego, czy będą zastępowane przez zawodowego pełnomocnika – do złożenia pism przygotowawczych, w których będą one zobowiązane do podania wszystkich istotnych twierdzeń i dowodów pod rygorem utraty prawa do ich powoływania w toku dalszego postępowania. Przytoczenia zgłoszone z naruszeniem tego obowiązku będą podlegały pominięciu, chyba że strona uprawdopodobni, że ich powołanie nie było możliwe albo że potrzeba ich powołania wynikła później. Można zaryzykować twierdzenie, że to rozwiązanie będzie dominowało w praktyce. Przewodniczący może poza tym sprawnie zarządzać przebiegiem sprawy także bez zatwierdzonego wcześniej planu rozprawy, który w uzasadnieniu projektu ustawy określono w tajemniczy sposób jako „dokument sui generis, niebędący orzeczeniem sądu, choć w pewnym zakresie je zastępującym”.

Kolejnym problemem może być ograniczenie jawności postępowania?

Nowelizacja wprowadza zasadniczą zmianę w zakresie dopuszczalnego wykorzystania posiedzeń niejawnych w postępowaniu cywilnym. Zdaniem projektodawców nie zrezygnowano z zasady jawności postępowania, zaś zmiana jest jedynie „efektem trwającej od dziesięcioleci ewolucji przepisów w kierunku poprawy sprawności postępowania”. Zastosowanie konstytucyjnej zasady jawności postępowania sądowego zostanie jednak w praktyce znacząco ograniczone. Można się obawiać, że orzekanie na posiedzeniu niejawnym stanie się zasadą nie tylko w kwestiach formalnych, lecz przełoży się także na orzekanie co do istoty sprawy, choćby w postępowaniu apelacyjnym. W tym wypadku przewidziano wprawdzie możliwość złożenia przez stronę wiążącego wniosku o przeprowadzenie rozprawy, lecz rozwiązanie to wymaga od niej aktywności i może budzić wątpliwości co do zgodności z gwarantowanym przez Konstytucję wymaganiem jawnego rozpatrzenia sprawy.

To rozwiązanie może być zaletą. W Naczelnym Sądzie Administracyjnym strony wolą, by sprawa była rozpatrzona na posiedzeniu niejawnym, gdyż na terminy rozpraw kasacyjnych jawnych czeka się do dwóch lat!

Nie można przenosić automatycznie rozwiązań stosowanych przez sądy administracyjne na postępowanie cywilne, w którym – także w postępowaniu apelacyjnym – zasadą jest merytoryczne rozpoznawanie sprawy. Orzekanie na posiedzeniu niejawnym o zasadności środka prawnego było do tej pory charakterystyczne dla postępowania przed Sądem Najwyższym, co jest jednak zrozumiałe ze względu na odmienny charakter i specyfikę postępowania przed tym organem. Są sprawy, gdzie jawność nie jest niezbędna, ale w wypadku apelacji jako zwykłego środka odwoławczego mechanizm powinien być odwrotny; jeżeli strony zażyczą sobie rozpatrywania sprawy bez rozprawy, wówczas sąd mógłby rozstrzygać z wyłączeniem jawności. Praktyka zweryfikuje pojawiające się obawy, ale wydaje się, że statystycznemu Kowalskiemu zależy, by zobaczyć skład sędziowski, który ma rozstrzygać o jego ważnych życiowych sprawach.

Wspomniał pan o apelacji, a czy zmiany w zakresie instytucji zażalenia są trafne i pożądane?

Zażalenie jest środkiem zaskarżenia od rozstrzygnięć w kwestiach formalnych, wnoszonym wielokrotnie w ramach prowadzonych postępowań sądowych. Nie ma współcześnie jednolitego kształtu, lecz obejmuje środki prawne o zróżnicowanej konstrukcji i celu. Na tle przedmiotowej nowelizacji można wskazać zarówno potrzebne i pożądane rozwiązania, jak i budzące poważne wątpliwości. Krytycznie należy odnieść się do ograniczenia zakresu dopuszczalności tzw. zażalenia klasycznego na rzecz zażalenia poziomego, tj. rozpoznawanego przez inny skład tego samego sądu. Zmarginalizowano w ten sposób rolę łączonej z istotą zażalenia dewolutywności, czyli przenoszenia rozpoznania środka prawnego do sądu hierarchicznie przełożonego instancji. Od strony konstrukcyjnej można by stwierdzić, że zażalenie należy wykreślić z katalogu środków odwoławczych.

Rozpoznanie zażalenia poziomego chyba jednak będzie wiązać się z usprawnieniem postępowania?

Rzeczywiście czas trwania postępowania w konkretnej sprawie może ulec skróceniu. Według zamysłu twórców nowelizacji zmniejszenie obciążenia sądów wyższego szczebla na rzecz zwiększenia kompetencji sądów pierwszej instancji może także w pozytywny sposób przełożyć się na przebieg postępowań odwoławczych co do istoty sprawy. Dewolutywność jest jednak gwarantem kształtowania jednolitej wykładni i praktyki w sądach podległych instancyjnie. W wypadku zażalenia, jej brak zwiększa ryzyko petryfikacji w poszczególnych sądach wypracowanych i utrwalonych niekiedy nieprawidłowych poglądów na temat zasad wykładni i stosowania przepisów prawa procesowego. Zwiększenie zakresu zastosowania zażalenia poziomego może przełożyć się także na kontestowanie – zwłaszcza przez osoby nieorientujące się w prawie procesowym – rozstrzygnięć sądu jako wydawanych nieobiektywnie, tj. przez osoby najbliżej współpracujące z sędzią, bo orzekające w tym samym wydziale. Negatywny społeczny odbiór orzeczeń, chociaż wielokrotnie nieuzasadniony, bywa realnym problemem.

Które zmiany w postępowaniu zażaleniowym należy natomiast ocenić pozytywnie?

Pozytywnie należy ocenić możliwość pozostawienia bez rozpoznania zażalenia wniesionego jedynie dla zwłoki. Zjawisko tzw. kaskadowych zażaleń, w tym a priori niezasadnych albo nawet niedopuszczalnych osłabia efektywność i sprawność postępowania co do istoty sprawy oraz obniża autorytet organów wymiaru sprawiedliwości. Przyjęte w art. 3943 k.p.c. rozwiązanie jest jednym z instrumentów wprowadzonych w związku ze skodyfikowaniem instytucji nadużycia prawa procesowego (art. 41 k.p.c.). Problematyka ta była żywo dyskutowana w doktrynie prawa procesowego. Wprowadzenie konkretnych rozwiązań co do zasady zasługuje na aprobatę.

Jakie mogą być ewidentne nadużycia, którym ustawodawca chciał zapobiec?

W praktyce stykamy się z różnymi działaniami mającymi na celu wymuszenie na sądzie realizacji powinności podjęcia określonego działania. Można wskazać nadużycia na tle instytucji wyłączenia sędziego, uzyskania zwolnienia od kosztów sądowych i przyznania pomocy prawnej z urzędu, związane z rektyfikacją orzeczeń, czy podejmowaniem działań zmierzających do odroczenia rozprawy. Wielokrotnie, choć nie zawsze, tego typu działania zmierzają jedynie do obstrukcji procesowej. Spojrzenie przez pryzmat celu instytucji prawa procesowego służy identyfikacji określonego ad casum zachowania strony w kontekście podciągnięcia go pod kategorię nadużycia prawa procesowego. Chodzi o to, czy czyni ona z określonego uprawnienia użytek zgodnie z jego celem, czy też działania są ukierunkowane na inne efekty. Sądy zyskały oręż do walki nagannym zachowaniem, wobec którego wielokrotnie pozostawały bezradne. Strony nie tylko nie osiągną w takich sytuacjach zamierzonego efektu, lecz mogą być ponadto zastosowane określone dodatkowe sankcje.

Wśród tych sankcji kontrowersyjne mogą wydawać się grzywny za nadużycie prawa procesowego.

Instytucja grzywny w postępowaniu cywilnym nie jest nowym rozwiązaniem, choć obserwacja praktyki na przestrzeni lat, w tym zwłaszcza orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego, uświadamia konieczność ostrożnego sięgania do konstrukcji o takim charakterze. Ustawodawca określił katalog sankcji w art. 2262 k.p.c., w którym znalazła się m.in. możliwość nałożenia przez sąd z urzędu grzywny w razie stwierdzenia nadużycia prawa procesowego przez stronę. Należy zwrócić uwagę, że sąd, ilekroć stwierdzi zachowanie kwalifikujące się jako nadużycie, ma obowiązek wcześniej udzielić stronom stosownego pouczenia. Każdy podmiot musi być zatem świadomy ryzyka, z jakim wiąże się podejmowanie działań negatywnie ocenianych przez sąd.

Czy zatem stosowanie tej sankcji nie niesie za sobą żadnych zagrożeń?

Uważniejsze przyjrzenie się nowej instytucji uwidacznia niejasności i rodzi poważne wątpliwości. Strona pozostaje w niepewności, w jaki sposób sąd ostatecznie zakwalifikuje jej zachowanie, ponieważ o zastosowaniu sankcji dowie się dopiero z rozstrzygnięcia kończącego postępowanie w sprawie. Ustawa nie przesądza, czy możliwe jest multiplikowanie grzywny względem strony, która kilkukrotnie dopuściła się różnych nadużyć prawa procesowego. Względy celowościowe skłaniałyby do udzielenia pozytywnej odpowiedzi. Możliwe również wydaje się kumulatywne stosowanie różnych sankcji – np. jednoczesne skazanie na grzywnę, nałożenie na stronę obowiązku zwrotu kosztów w części większej, niż wskazywałby wynik sprawy, czy podwyższenie stopy odsetek zasądzonych od strony. Można także postawić pytanie, czy wobec strony można zastosować sankcje związane z negatywnie ocenionymi działaniami pełnomocnika procesowego.

Co pana najbardziej zaskoczyło w tej nowelizacji?

Najbardziej kontrowersyjna wydaje się uregulowana w art. 1911 k.p.c. możliwość oddalenia w uproszczony sposób powództwa oczywiście bezzasadnego. Jeżeli na podstawie treści pozwu, załączników oraz okoliczności faktycznych sędzia zdecyduje się skorzystać z tej regulacji, może na posiedzeniu niejawnym oddalić powództwo, nie doręczając pozwu pozwanemu ani nie rozpoznając poszczególnych żądań powoda. Uproszczony charakter ma w tym wypadku również postępowanie apelacyjne, a skarga kasacyjna jest niedopuszczalna. Czy realizacja fundamentalnego prawa do sądu jest w tym wypadku zagwarantowana? Zapewne znajdą się zwolennicy poglądu, że quasi-rozpoznanie sprawy poddanej przez obywatela pod osąd wymiaru sprawiedliwości nie koresponduje z doniosłością wyroku jako aktu jurysdykcyjnego i rodzi poważne wątpliwości w świetle normy zawartej w art. 45 Konstytucji.

Czy pana zdaniem sądy będą często korzystać z tej możliwości?

Należy wyrazić nadzieję, że praktyczne znaczenie tej regulacji będzie marginalne. Ustawodawca bazuje na nieprecyzyjnej i niedookreślonej przesłance oczywistej bezzasadności powództwa. Wprawdzie prawo procesowe posługuje się niekiedy tą konstrukcją, lecz w tym wypadku pojawiają się kłopoty przy próbie zastosowania tej instytucji. Wystarczy wskazać na problematykę litispendencji i powagi rzeczy osądzonej. Mamy do czynienia z prawomocnym rozstrzygnięciem sprawy, która jednak nigdy nie zawisła między stronami, przy czym strona pozwana może nawet nie mieć świadomości, że „uczestniczyła” w takim postępowaniu. W razie ponownego wytoczenia powództwa przed innym sądem w razie skorzystania przez powoda z regulacji o właściwości przemiennej, możliwość podniesienia zarzutu rei iudicatae jest de facto ograniczona, zaś rozpoznawanie takiej sprawy odbywa się w warunkach ziszczenia się przyczyny nieważności postępowania.

Zbliżony charakter wydaje się mieć mechanizm zwrotu pisma wniesionego jako pozew, z którego nie wynika żądanie rozstrzygnięcia sporu o charakterze sprawy cywilnej.

Hipotezy tych przepisów są rozłączne, choć widać pewne podobieństwo. W tym wypadku (art. 1861) k.p.c. sankcja zwrotu pisma a limine została powiązana z wnoszeniem tzw. pozornych pozwów lub wniosków o wszczęcie postępowania. Zastrzeżono jednak możliwość nadania pismu dalszego biegu ze względu na wyjątkowe okoliczności. Również w tym wypadku powstają wątpliwości co do zgodności regulacji z prawem do sądu, tym bardziej, że decydowanie o tym, czy dana sprawa ma charakter sprawy cywilnej, ma leżeć w gestii przewodniczącego. Analiza bogatego dorobku judykatury, w tym zwłaszcza orzecznictwa Sądu Najwyższego, skłania do wniosku, że każdy poddany pod osąd spór powinien zasługiwać na ocenę co do meritum. W tym wypadku ustawa nie nakazuje odrzucenia pozwu, lecz wprowadza się sankcję zwrotu, która co do zasady łączona była z nieusunięciem braków pisma uniemożliwiających nadaniu mu dalszego biegu.

Jak zatem należałoby postąpić w takiej sytuacji?

Pismo niezawierające żadnych żądań ani wniosków, a jedynie np. skargi na określone działania lub zaniedbania lub ogólne sugestie i postulaty w rzeczywistości nie jest pozwem. Nie ma potrzeby sięgania do normy zawartej w art. 1861, lecz stosując dostępne dotychczas instrumenty, można takie pismo potraktować jako skargę albo wniosek i wykorzystać regulacje przewidziane w Kodeksie postępowania administracyjnego.

Wobec tego w tym i w innych wypadkach trzeba liczyć na doświadczenie sędziów?

Wprowadzane w prawie procesowym zmiany w istotny sposób wpłyną na organizację sądów oraz na przebieg postępowań prowadzonych przed organami wymiaru sprawiedliwości. Należy oczywiście poszukiwać i dostrzegać pozytywne rezultaty dokonywanych modyfikacji. Niektóre rozwiązania procesowe nasuwają jednak wiele wątpliwości i pytań, które skłaniają do pogłębionej refleksji teoretycznej oraz o charakterze praktycznym. Wiele zmian rzeczywiście stanowi istotne wyzwanie dla sędziów, na których spoczywa odpowiedzialne zadanie trafnego i prawidłowego osądzania sporów oddawanych pod osąd. Uważna obserwacja praktyki pozwoli ocenić, które z nich się sprawdzą, a które będą wymagały korekty.

Czy można zatem jednoznacznie wskazać, jakie cele towarzyszyły ustawodawcy przy przebudowanie prawa procesowego?

Wszystkim kolejnym zmianom towarzyszy wielokrotnie powtarzana teza o kryzysie wymiaru sprawiedliwości i przewlekłości rozpoznawania spraw, zawsze zatem mają one na celu usprawnienie i przyspieszenie postępowań sądowych, w tym także postępowania cywilnego. Niezależnie od ducha i pobudek prawodawcy, dokonywane przekształcenia powinny jednak przede wszystkim odpowiadać podstawowym standardom dobrego prawa i sprawnej legislacji oraz realizować postulaty dotyczące konstytucyjnych gwarancji prawa do rozpoznania każdej sprawy cywilnej w jawnym i rzetelnie prowadzonym postępowaniu przez właściwy, niezależny i bezstronny sąd. Przy okazji każdej istotnej przebudowy reguł i mechanizmów powraca więc pytanie, czy i w jakim stopniu wprowadzane unormowania uwzględniają te standardy i zasady, a jednocześnie czy w optymalny sposób ważą interesy stron i uczestników postępowań sądowych.

Prawnicy będą musieli w szybkim trybie nauczyć się nowego prawa procesowego i jeszcze stosować stare przepisy?

Niestabilność stanu prawnego jest współcześnie trwałym, powszechnym elementem rzeczywistości, a stosowanie kodeksu postępowania cywilnego staje się coraz bardziej utrudnione. Zakres, obszerność nowelizacji oraz etapowość wprowadzonych zmian utrudniają jej właściwą analizę i uporządkowanie. W tym wypadku regulacje przejściowe i intertemporalne są bardzo złożone i rozbudowane. Będą stanowić wyzwanie dla podmiotów stosujących regulacje procesowe w odniesieniu do postępowań sądowych będących w toku.

.

Kategorie: Aktualności