Gokyo
Region Gokyo to boczna dolina w sercu Khumbu, otwierająca się na zachód od głównego szlaku prowadzącego do Everest Base Camp. Uchodzi za region spokojniejszy i bardziej kameralny. Niektórzy twierdzą, że Gokyo ma więcej uroku i daje pełniejszy obraz Himalajów – z ośmiotysięcznikami w tle, ale też z bogactwem przyrody i ciszą jezior. Z jednej strony surowa pustynia moren, z drugiej turkusowe tafle wody, odbijające biel Cho Oyu.
Na brzegu jeziora Dudh Pokhari leży osada Gokyo (4790 m) – niewielki zespół lodge’ów, które tworzą jeden z najwyżej położonych punktów noclegowych w Himalajach. Nie ma tu tradycyjnych kamiennych domów Szerpów ani pól uprawnych – życie toczy się wyłącznie dzięki turystyce. Wioska jest praktycznie odcięta od świata – brak dróg, a jedynym łącznikiem pozostaje ścieżka przez moreny i przełęcze.
Dudh Pokhari („Mleczne Jezioro”) – trzecie z sześciu głównych jezior systemu Gokyo i zarazem najbardziej znane. Ma powierzchnię ok. 0,42 ha i charakterystyczny, turkusowy kolor. Barwa wynika z obecności tzw. mączki lodowcowej – drobnych cząstek skalnych uwalnianych przez lodowiec Ngozumpa. W sensie kulturowym jeziora Gokyo uznawane są za święte zarówno w buddyzmie, jak i hinduizmie (wierzy się, że zamieszkują je duchy opiekuńcze). Kąpiele, pranie i jakiekolwiek „użytkowe” korzystanie z wody są uważane za profanację. Co roku podczas sierpniowego święta Janai Purnima setki pielgrzymów przybywają tu, by – w ramach wyjątku – kąpać się w lodowatych wodach jezior, wierząc w ich oczyszczającą moc.
Ścieżka wiedzie na północ w stronę coraz bardziej odludnych partii doliny – tylko głazy, piargi i szerokie, brunatne zbocza pozbawione roślinności. Podążamy szlakiem tzw. „wielkiej szóstki”, kompleksu wpisanego w 2007 r. na listę obszarów chronionych konwencji Ramsar – to najwyżej położone jeziora tego typu na świecie. Oprócz Dudh Pokhari tworzą go Longponga Tsho (pierwsze jezioro), Taujung Tsho (drugie), Thonak Tsho (czwarte), Ngozumpa Tsho (piątek) i najwyżej położone Gyazumpa Tsho (szóste).
Thonak Tsho (4840 m ) jest największym i najgłębszym w kompleksie Gokyo (powierzchnia ok. 65 ha, głębokość ponad 60 m). Swoiste laboratorium zmian klimatycznych kształtowane przez lodowiec – brzegi cofają się, a niecka zbiornika powoli się powiększa. Niektóre z jezior co roku powstają na nowo, brzegi kurczą się i rozszerzają, a mapy się dezaktualizują.
Z tej perspektywy sforsowany wczoraj lodowiec Ngozumpa jest szarą pustynią z kamieni i gruzu. Wydaje z siebie ciągły pomruk – trzask pękającego lodu, stukanie kamieni zsuwających się z grzbietów, plusk wody w ukrytych korytach. Żywy organizm, który oddycha i przesuwa się o kilka centymetrów dziennie.
DNA himalajskiego ratownictwa helikopterowego rodziło się w Alpach, a dojrzało w Nepalu. Doświadczenie przywieźli Zermattczycy (Air Zermatt), dostosowując je do realiów i wymogów najwyższych gór świata. Podstawową maszyną są Eurocoptery AS350 B3 (vel Airbus H125), a symbolicznym momentem było lądowanie tego modelu na szczycie Everestu w 2005 r. przez Didiera Delsalle. Tego typu loty są ekstremalnym wyzwaniem: na tej wysokości maszyny startują z mocno ograniczoną mocą silnika, często na granicy możliwości. Nie brakuje spektakularnych akcji, ale także regularnych ewakuacji z Gorak Shep i Gokyo, gdy piechurzy nie wytrzymują starcia z wysokością. Szacuje się, że w rejonie Khumbu helikoptery wykonują nawet kilkaset lotów ratunkowych rocznie.
Drogowskaz przy brzegu Dudh Pokhari. Można stąd ruszyć na Renjo La (5360 m), zamykający tzw. „Szlak Trzech Przełęczy”, a dalej w stronę wioski Lungden i do Thame. Z przyczyn logistycznych ta opcja nie była możliwa. Ale doskonałą rekompensatą jest wspinaczka na jedną z himalajskich ikon – szczyt Gokyo Ri.
Góra Gokyo Ri (5357 m) jest traktowana jako „alternatywa wobec Kala Patthar” (5643 m). Stopniowo zdobyła reputację szczytu widokowego, który – choć niższy o niespełna 300 m – daje bardziej panoramiczne spojrzenie na Dach Świata. Podejście zajmuje około dwóch godzin, ziemia zmarznięta skrzypi pod butami, a na kamieniach lśni poranny szron. Świt zastaje nas w drodze, a za chwilę zza grani wyłoni się Słońce, barwiąc śniegi na złoto. Wypracowana aklimatyzacja procentuje – wysokość już nie przeszkadza, oddech szybko wraca do rytmu.
Ścieżka wiedzie zakosami po stromym zboczu, mijając kolejne punkty, gdzie warto się zatrzymać i spojrzeć na coraz mniejsze jezioro Dudh Pokhari i schowaną w cieniu osadę. Dawniej nikt nie traktował Gokyo Ri jako celu trekkingowego. W latach 70. trasa do bazy pod Everestem była dopiero przecierana dla ruchu turystycznego, a dolina Gokyo uchodziła za boczną i mało znaną. Przełom przyniosły lata 80. – wówczas pojawiły się pierwsze zdjęcia panoramy z Gokyo Ri, publikowane w prasie podróżniczej. Fotografie trafiły do magazynów takich jak National Geographic czy Geo, a także do pierwszych przewodników trekkingowych (m.in. Lonely Planet).
Gokyo Ri jest miejscem, z którego można „czytać” historię eksploracji Himalajów – pionierskie wejścia, dramatyczne próby na ścianach, narodowe ambicje i współczesne kontrowersje. Panorama obejmuje nepalskie ośmiotysięczniki – po lewej odległy, piramidalny i technicznie trudny Makalu (8485 m), dalej nieco schowany, lecz rozpoznawalny Everest (8848 m), najwyższy szczyt świata, obok którego wznosi się wydłużona grań Lhotse (8516 m). Widok zamyka masywny Nuptse (7861 m) – „strażnik” Doliny Khumbu, będący zachodnią częścią grani Everestu. W kadrze nie zmieścił się opisany już wcześniej Cho Oyu (8188 m).
Himalaje są lustrem, w którym odbija się prawda o człowieku: jego słabość i siła, lęk i odwaga, zwątpienie i nadzieja. Góry uczą, że ciało ma swoje granice, a umysł – jeśli tylko zechce – potrafi je przesunąć. To właśnie dzięki wytrwałości i uporowi staje się możliwe coś, co jeszcze kilka dni – w chwili kryzysu – wydawało się nieosiągalne. Człowiek widzi, jak kruche są jego codzienne sprawy, a jak potężna bywa siła determinacji.
Tu łatwo zrozumieć, że nie liczy się wyścig ani liczby, lecz sama droga – wysiłek, który prowadzi do miejsca, gdzie można usiąść na skale i poczuć radość i wdzięczność. Dla jednych chwila zadumy, dla innych okazja do modlitwy. Góry nie potrzebują naszych sukcesów – to my potrzebujemy ich, by nauczyć się, jak ważna jest cierpliwość, pokora i spokój umysłu.
Na wielu przełęczach i wierzchołkach Himalajów, łopoczą na wietrze tybetańskie flagi modlitewne – lungta, czyli „konie wiatru”. Wywodzą się ze starożytnych praktyk Bön – przedbuddyjskiej religii Tybetu – gdzie kolorowe tkaniny zawieszano, aby przebłagać duchy gór i natury. Gdy buddyzm rozprzestrzenił się w Himalajach, zwyczaj został wchłonięty i nabrał nowego znaczenia. Na flagach zaczęto drukować mantry, wizerunki bóstw i symbole buddyjskie. Pięć kolorów symbolizuje pięć żywiołów i pięć kierunków świata: niebieski (niebo), biały (powietrze i wiatr), czerwony (ogień), zielony (woda), żółty (ziemia). Rozwieszanie flag ma więc przywracać równowagę w kosmosie – wiatr, poruszając je, „niesie” zapisane modlitwy dalej w świat.
Ruszamy na południe, aby domknąć pętlę Gokyo. Wytracamy wysokości, na której każdego dnia weryfikowaliśmy zdolność do adaptacji do hipoksji. Organizm, który dostosował się do rozrzedzonego powietrza, będzie mógł „odpocząć”, także od konieczności „wlewać w siebie” litrów wody. Można także odstawić pulsoksymetr mierzący saturację krwi (SpO₂). W polskich warunkach norma wynosi 95–99%, a wynik poniżej 90% traktowany jest alarmowo. Tutaj nie dziwią wyniki rzędu 75–80%, a w wyższych partiach nawet 65–70% u osób dobrze zaaklimatyzowanych. Różnica jest taka, że zamiast na OIOM, pod tlen i monitoring, można tu dojść do Base Campu, na przełęcz Cho la, czy na Gokyo Ri.
Ruszając w stronę Machhermo, szybko docieramy nad wspomniane już Longponga Tsho (4690 m) – najmniejsze z sześciu jezior tworzących system Gokyo. Mimo skromnych rozmiarów ma swój ciężar symboliczny – dla idących w górę jest zapowiedzią wielkiego świata turkusowych jezior, dla schodzących – sygnałem, że etap najwyższych wysokości właśnie się kończy.
Cichymi i niedocenianymi bohaterami szlaku są tragarze (porters), dźwigający ciężkie duffel-bagi. Wciąż zdarza się, że tragarze wyruszają na wysokości bez ciepłej kurtki czy odpowiedniego obuwia – narażając życie i zdrowie, by sprostać oczekiwaniom zatrudniających ich agencji trekkingowych. Naszym bohaterem był Yushan Koyee Rai, nazwany Januszem. Na osiemnaste urodziny dostał profesjonalne buty górskie, teraz rozpoczął studia w Katmandu.
Kręgosłupem logistyki Himalajów są także dostosowane do życia na wysokościach jaki. Gęste, długie futro chroni przed mrozem, a powiększona pojemność płuc i większa liczba czerwonych krwinek pozwala im oddychać tam, gdzie konie czy muły by się udusiły. W zorganizowanej grupie, prowadzone przez poganiacza, wędrują zazwyczaj silne i potężne samce – jak (tybetańskie gyag). Natomiast od mniejszych samic – nak – pozyskuje się mleko, z którego produkowane jest masło (yak butter tea), sery (chhurpi) i jogurty. Z wełny naki wyrabia się tradycyjną odzież Szerpów (chuba – długie płaszcze), a także koce i dywany, które chronią przed himalajskim zimnem. Ich włókno, choć mniej delikatne niż kaszmir, ma doskonałe właściwości izolacyjne i wyjątkową odporność na zimno, dzięki czemu świetnie sprawdza się w wysokogórskich warunkach.
Szlak wiedzie przez usiane głazami zbocza i rozległe, szare i brunatne doliny do których stopniowo zaczyna dołączać zieleń. Nieraz w oczy rzucają się cairns – kopczyki z kamieni, rozsiane na zboczach i grzbietach. W Himalajach pełnią one podwójną rolę. Po pierwsze, są praktyczne – wyznaczają przebieg szlaku, zwłaszcza tam, gdzie ścieżka gubi się wśród piargów i głazów. Po drugie – mają znaczenie duchowe. Dodanie własnego kamienia do stosu to gest ofiary dla duchów gór (lha) i prośba o bezpieczne przejście.
Ponownie widzimy Dudh Kosi – „Mleczną Rzekę”. Idąc w dół, widać, jak zmienia się otoczenie. To już nie tylko rumowiska skalne i skąpe kępy porostów. Pojawiają się pierwsze ślady życia – trawy, jałowce, a niżej także krzewy rododendronów. Krajobraz staje się bardziej zwyczajny, ale i przyjazny, wtopiony w odradzającą się roślinność. To, co jeszcze niedawno było pustynią zdominowaną przez kamień i lód, w ciągu najbliższych dni ożyje kolorami i zapachem. Droga, którą pokonujemy, to nie tylko linia na mapie, ale także przejście przez kolejne strefy Himalajów – od surowego świata powyżej granicy życia po doliny, gdzie roślinność i człowiek współistnieją od wieków.
Zejście w stronę Namche prowadzi przez kilka osad, które wyznaczają kolejne etapy wędrówki: Phangga (4480 m), która tragicznie zapisała się w historii regionu – w 1995 roku zeszła tu lawina, która pochłonęła życie wielu nepalskich przewodników i porterów; Luza (4360 m), położona w miejscu niemal zawsze nawiedzanym przez silne podmuchy – określana jako „korytarz wiatru”; Machhermo (4470 m) – większa osada, w której działa punkt Himalayan Rescue Association (HRA), prowadzący edukację trekkerów na temat choroby wysokościowej; Dhole (4200 m) – malownicza osada, w której zaczynają pojawiać się znów drzewa – jałowce i karłowate rododendrony; Phortse Thanga (3680 m), będąca punktem węzłowym szlaków.
Mijamy malowniczo położoną wioskę Phortse – jedno z głównych osiedli Szerpów. Bywa nazywana „wioską przewodników”, bo niemal każda rodzina ma w swoim rodzie kogoś, kto pracował jako tragarz, przewodnik wysokogórski albo brał udział w wyprawach na Everest i inne ośmiotysięczniki. Szerpowie od dekad są niezastąpioną siłą każdej wyprawy – to oni zakładają obozy, wynoszą sprzęt, instalują poręczówki na niebezpiecznych odcinkach. Bez nich przybysze z Europy czy innych kontynentów niewiele by osiągnęli, zaś to Szerpowie są najliczniejszymi ofiarami Himalajów – w tym tragicznej lawiny z 2014 roku w rejonie Icefallu pod Everestem, w której zginęło 16 ludzi przygotowujących drogę dla wypraw komercyjnych. To wydarzenie wstrząsnęło światem i unaoczniło, jak ogromne ryzyko ponoszą Szerpowie dla realizacji marzeń innych.
Trasa przez tzw. „Pętlę Gokyo” pozwala lepiej poznać region Khumbu. Niektórzy uznają go za najciekawszy trekkingowy szlak Nepalu, łączący spektakularne jeziora, przełęcze i widoki na ośmiotysięczniki. Z całą pewnością bardziej różnorodny od podejścia bezpośrednio do bazy Everestu. Przed nami już powrót do Namche Bazaar, a dalej do Lukli i drogą powietrzną do Ramechcap.
część VI – Katmandu
część I – Lukla
część II – Namche Bazaar
część III – Everest Base Camp
część IV – Cho la
wprowadzenie – link