Walker’s Haute Route – część I
Le Châble – Cabane du Mont Fort – Cabane de Prafleuri – Les Haudères
WHR – wprowadzenie
Część II – link
Część III – link
Suplement – Matterhorn, Dufourspitze, Zermatt
Trekking „Walker’s Haute Route” to wędrówka między ikonami Alp, z francuskiego Chamonix-Mont-Blanc u podnóża Białej Góry do szwajcarskiego Zermatt położonego u stóp słynnego Matterhornu (4478 m). Pokonanie ponad dwustukilometrowej trasy pozwala odkryć różne oblicza pasma od zielonych łąk po księżycowe krajobrazy. To wędrówka nie tylko przez góry, ale i kulturę, języki oraz zwyczaje — od francuskojęzycznej Sabaudii po niemieckojęzyczne Valais.
Pierwotny szlak High Level Route (Haute Route) był w znacznej mierze trasą alpinistyczną, łączącą majestatyczne szczyty Alp Pennińskich (Alpes Penninae), przekraczająca wiele przełęczy lodowcowych (po raz pierwszy trasę pokonała grupa brytyjskich alpinistów z Alpine Club w 1861 r.). Z niemałymi trudami udało się na początku XX wieku wytyczyć zimowy, wymagający szlak dla narciarzy i wspinaczy. Piesza wersja – stąd Walker’s Haute Route – jest natomiast tzw. letnią opcją „Haute Route”. Trekking jest dostosowany do wymagań i możliwości ambitnych i odpowiednio przygotowanych trekkerów. Różni się od pierwotnej, lodowcowej (zimowej) trasy, unikając najbardziej technicznych odcinków i konieczności korzystania ze sprzętu wspinaczkowego – lin, raków i czekanów. Jak i nart oczywiście.
Francuski początkowy odcinek do Champex-Lac pokonaliśmy już wędrując Tour du Mont Blanc. Dzięki temu wyprawę rozpoczynamy w Le Châble (821 m) i górującym nad nim Verbier. Po II Wojnie Światowej zbudowano tu pierwsze wyciągi – i w ciągu kilku dekad wioska stała się jednym z najsłynniejszych kurortów narciarskich na świecie. Przyciąga freeriderów z całej Europy, odbywa się tu prestiżowy konkurs Verbier Xtreme, a w lecie – festiwal muzyki klasycznej.
Trasa ma wiele wariantów i alternatywnych ścieżek, które mogą skrócić lub wydłużyć dystans. Już pierwsze podejście wymaga dokonania wyboru między kilkoma balkonowymi drogami. Niezależnie od wybranej opcji szlak wspina się ponad zabudowaniami, mijając strefę mayenów – sezonowych gospodarstw przypominających, że życie w Alpach przez wieki było wędrówką w górę i w dół, w zależności od pory roku.
Podążamy wzdłuż Bisse du Levron, historycznego kanału nawadniającego. Budowany z niezwykłą precyzją po stromym zboczu, od XVI wieku doprowadza wodę z topniejących lodowców do pastwisk i pól położonych niżej. Każda wspólnota wiejska miała swoje „stowarzyszenie użytkowników bisse” – odpowiedzialne za konserwację, czyszczenie i rozdział wody. Do dziś w kantonie Valais zachowało się ponad 150 takich kanałów, z których część nadal funkcjonuje, a inne przekształcono w malownicze trasy spacerowe – tzw. sentiers des bisses. Ich system wpisano na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego Szwajcarii jako przykład alpejskiej gospodarki wodnej.
Powyżej Les Ruinettes (2200 m) trasa wypłaszcza się, prowadząc wzdłuż doliny Bagnes. Ścieżka wije się delikatnie między łanami traw i kwitnącymi fioletowymi wierzbówkami. Przekroczyliśmy wysokość dwóch tysięcy metrów, lecz krajobraz wciąż pozostaje miękki, zielony i przyjazny.
Już pierwszego dnia pastwiska i zabudowa Val de Bagnes – jednej z największych dolin kantonu Valais, ciągnącej się od Verbier po zaporę Mauvoisin – przechodzą jednak w skaliste trawersy z panoramą szwajcarskich klasyków. Na południu dominuje lodowy masyw Grand Combin (4314 m), na zachodzie przy dobrej widoczności widać dalekie zbocza Mont Blanc (4806 m), a na wschodzie błyszczy Rosablanche (3336 m).
Docieramy do Cabane du Mont Fort (2455 m), jak się okazuje najdroższego na trasie schroniska Szwajcarskiego Klubu Alpejskiego (SAC). Budynek wzniesiony w 1960 roku i kilkakrotnie modernizowany, stał się jednym z symboli organizacji, która od XIX wieku tworzy alpejską infrastrukturę w Szwajcarii.
Za schroniskiem Walker’s Haute Route rozdziela się na dwa warianty. Czerwony – łatwiejszy, obchodzący masyw od południa i prowadzący w stronę doliny Louvie łagodniejszym, krajobrazowym trawersem, oraz niebieski – przez przełęcz Col de la Chaux (2940 m), oznaczony jako wysokogórski szlak (Alpinwanderweg), przeznaczony dla doświadczonych wędrowców.
Sugestie i porady ze strony obsługi schroniska wprowadzają nieco zamieszania, ale pozwalają wybrać trasę, na której śnieg potrafi utrzymywać się nawet w lipcu – a mgła i deszcz w kilka minut mogą zmienić trawers w surowe przejście.
Początkowo szlak prowadzi wzdłuż tras narciarskich, które zimą tętnią życiem – część słynnego kompleksu 4 Vallées. W letnim słońcu stoki są puste i ciche. Ścieżka mija szerokie żleby i przecinki po wyciągach, odłącza się od drogi prowadzącej ku Col de Gentianes (2903 m), po czym stopniowo wspina się coraz wyżej w kierunku skał.
Na dobrą sprawę drogi nie ma. Skały układają się w chaotyczne rumowiska, które wyglądają, jakby powstały wczoraj, gdy góra dopiero co strząsnęła z siebie kolejną lawinę kamieni. Słońce przebija się przez chmury, a jego światło odbija się od kamieni chłodnym, srebrnym połyskiem. To miejsce, gdzie człowiek zaczyna czuć ciężar gór – nie w sensie fizycznym, lecz egzystencjalnym.
Surowa, wąska przełęcz Col de la Chaux (2940 m), z której rozpościera się widok na skaliste bezdroża po drugiej stronie grani. Często spowita mgłą, bywa przystankiem krótkim, ale pamiętnym (rozerwana rękawiczka, nabity siniak).
Za plecami na dobre pozostał już przyjazny krajobraz Verbier i Val de Bagnes. To jedno z miejsc, gdzie Haute Route pokazuje swoje prawdziwe oblicze – krainę między światami, gdzie nastrój i cisza mają wagę skały.
Minęliśmy symboliczne przejście z Alp „udomowionych” do Alp „dzikich”. Kończy się szlak turystyczny, zaczyna kamienna kraina surowych grani i lodowcowych kotłów. Wiatr przynosi chłód, a cisza jest tak gęsta, że nawet echo zdaje się wahać, czy wypowiedzieć dźwięk. To przedsmak kolejnych dni – surowych, pięknych i prawdziwych.
Po lewej stronie wznosi się Mont Fort (3329 m), któremu nazwę zawdzięcza wczorajsze schronisko, po prawej dominuje Becca d’Audon (3218 m) – poszarpany szczyt, którego ciemne ściany kontrastują z płatami śniegu w szczelinach skał. W powietrzu unosi się chłód, a z mgły raz po raz wyłaniają się przelotne promienie słońca, oświetlając fragmenty zboczy jak teatralne reflektory.
Niebieska trasa wiedzie przez ostre grzbiety, rumowiska, kępki trawy i strome zbocza, gdzie każdy krok wymaga czujności, a orientacja opiera się na intuicji. Na tym etapie nie spotkaliśmy nikogo. Inni wybierali łagodniejszy wariant czerwony prowadzący prostszym trawersem.
Pośród szarości kamieni nagle pojawia się turkusowe jezioro u stóp Petit Mont Fort (2409 m). Mały, polodowcowy zbiornik, w którym odbija się niebo i fragmenty otaczających grani. Woda ma niezwykły odcień – mieszankę błękitu, szarości i turkusu, zależnie od światła i kąta patrzenia.
Walker’s Haute Route, niezależnie od wybranych wariantów, to szlak wymagający i elitarny, wybierany nie przez przypadek, lecz wymagający dobrego przygotowania. Według danych biur trekkingowych i klubów alpejskich, najwięcej wędrowców pochodzi ze Szwajcarii, Francji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Kanady i krajów skandynawskich, coraz częściej również z Polski.
Statystyk nie prowadzi nikt, ale szacuje się, że każdego roku kilka tysięcy osób przemierza trasę w całości, niektórzy jej fragmenty. Dla jednych to wyprawa w poszukiwaniu samotności i ciszy grani, dla innych – powrót do dawnych ścieżek, którymi od stuleci wędrowali pasterze, handlarze i pielgrzymi łączący doliny po obu stronach Alp. W tej różnorodności doświadczeń tkwi istota Haute Route – szlaku, który każdy odkrywa na własny sposób.
Z Col de Louvie (2921 m) widać przebytą drogę – od przełęczy Col de la Chaux, przez dolinę i kamieniste stoki pod Petit Mont Fort, aż po znikające w chmurach granie masywu Rosablanche (3336 m). Przy dobrej pogodzie z tego miejsca można dostrzec także dalsze alpejskie szczyty – Mont Blanc de Cheilon (3870 m) i Le Pleureur (3704 m) – zapowiedź kolejnych etapów Haute Route. Wędrówka przez przełęcz ma w sobie coś z ciszy przed burzą – to moment, gdy góry na chwilę łagodnieją, zanim znów pokażą swoją potęgę.
Po prawej stronie zostawiamy Tête de Momin (3058 m), za przełęczą Louvie krajobraz gwałtownie się zmienia. Płaty śniegu zwiastują zbliżanie się do Grand Désert („Wielka Pustynia”), która nazwę zawdzięcza nie piaskowi, lecz pustce. Przed nami pejzaż ukształtowany przez lodowiec, który jeszcze w XIX wieku zajmował niemal całą dolinę. Grand Désert to naturalne „laboratorium zmian”, jako że granica lodu cofnęła się o ponad kilometr, zaś część jezior, które dziś wydają się pradawne, ma zaledwie kilka dekad.
Wędrowiec zaczyna rozumieć znaczenie nazwy szlaku – Haute Route, czyli „wysoka droga”. Zamiast dolin i łąk wiedzie przez miejsca, gdzie natura dopiero odzyskuje panowanie po ustępujących lodowcach. Odcinek jest surowy i wymagający, ale zarazem urzekający w swojej dzikości. Prawdziwe przedzieranie się przez Alpy – w ciszy, która staje się językiem gór, a także w prostocie, gdzie wszystko sprowadza się do rytmu kroków, oddechu i światła przebijającego się przez chmury.
Po lodowcu pozostały bryły skał, osady i mlecznobłękitne jeziorka w zagłębieniach moreny. Przed nami Lac du Grand Désert (2640 m), jeden z kilku niesamowitych zbiorników kamiennej krainy. Jeszcze w połowie XX wieku tafla lodu sięgała niemal miejsca, z którego dziś wędrowiec spogląda w dół. Teraz pozostało wspomnienie – cicha, nieruchoma woda i szerokie pola gruzu, które zdają się pamiętać dawny rytm lodowca.
Na Grand Désert człowiek zaczyna mieć wrażenie, że naprawdę trafił na Księżyc. Kamienie chrzęszczą pod nogami, w ciszy każdy krok wydaje się głośny, a każdy oddech – wyraźny. Niespodziewanie pojawiają się drobne sylwetki kolejnych piechurów podążających z Col de Prafleuri. Łączy ich niewidzialna nić – wspólne doświadczenie wędrówki przez dziki, nieprzewidywalny i groźny fragment Wysokiej Drogi wkomponowanej między Fenêtre d’Allèves (2910 m) a Grand Mont Calme (3205 m).
Ogromny kamień z dość nietypowym oznaczeniem, rozpięty niczym sztandar wśród szarości. Szwajcarski system oznaczeń jest precyzyjny. Biało-czerwono-białe pasy wyznaczają szlaki górskie (Bergwanderweg), prowadzące często przez rumowiska i strome trawersy, gdzie niezbędna jest pewność kroków bez konieczności sięgania po sprzęt wspinaczkowy. Z kolei znaki biało-niebiesko-białe, którym podążaliśmy wcześniej, oznaczają trasy wysokogórskie (Alpinwanderweg) – trudniejsze technicznie, przebiegające przez pola śnieżne czy odcinki o charakterze alpejskim. Na niższych wysokościach spotyka się także żółte oznaczenia, zarezerwowane dla szlaków pieszych w dolinach.
Powietrze jest rozrzedzone, a horyzont rozmywa się w mlecznej poświacie, jakby świat zbudowany był z kamienia i światła. Grand Désert to rozległy cyrk lodowcowy na wysokości ok. 2700–2900 m między dolinami Bagnes i Dixence. Królestwo kamienia, który może być duży, większy albo jeszcze większy.
To także kraina szarości poprzecinanej smugami wody i śladami dawnych potoków subglacjalnych. Topniejące jęzory Grand Désert zasilają system zbiorników Lac des Dix i Lac de Mauvoisin, połączonych siecią tuneli i rurociągów, które tworzą jeden z filarów szwajcarskiej energetyki wodnej – przykład harmonijnego współistnienia technologii i górskiej natury.
Na pustyni pogoda decyduje o wszystkim. W słońcu Grand Désert mieni się odcieniami srebra i błękitu, ale gdy nadciągają chmury – krajobraz zmienia się w mroczne, nieprzyjazne pustkowie. Silny wiatr, mgła lub deszcz potrafią w kilka minut zmienić wędrówkę w prawdziwe wyzwanie. Przy złych warunkach ten etap staje się na dobrą sprawę niemal niemożliwy do sforsowania. Człowiek czuje się maleńki wobec żywiołu – jakby góry chciały sprawdzić, kto zasłużył, by przejść dalej. W chwilach, gdy serce bije szybciej, a oddech miesza się z mgłą, Walker’s Haute Route odsłania oblicze szlaku nie tylko przez Alpy, lecz także przez własną wytrwałość – wspomaganą nie tylko siłą, lecz i pokorą wobec natury.
Col de Prafleuri (2987 m) – najwyższy punkt tego etapu przemykający pod szczytem Pointe des Autans (3066 m), jeden z momentów, w których wędrowiec czuje, że dotknął serca Alp. Po długim i męczącym marszu przez kamieniste pustkowia pojawia się żółty drogowskaz oznaczający granicę światów. Za nim szlak zaczyna opadać ku dolinie Dixence, a surowy krajobraz znów nabierze innych, choć znów nierealnych kształtów.
Moreny lodowcowe, bladozielone jeziorka i skalne grzbiety falują aż po horyzont. Obszar uformowany przez topniejący lodowiec Glacier de Prafleuri, którego jęzor jeszcze w XX wieku sięgał niemal do miejsca, gdzie biegnie kamienista ścieżka. Przestrzeń wydaje się martwa, ale w jej spokoju kryje się groźne piękno.
Mimo siąpiącego deszczu z każdym metrem w powietrze staje się cieplejsze, a z południa dobiega echo wody spływającej z wyżej położonych pól śnieżnych. Każdy krok w dół to powrót z ciszy i surowości ku światu, gdzie znowu widać ślady roślin i życia.
Gdzieś za kolejnym załomem skał pojawia się sylwetka już nieodległego schroniska – małego budynku pod Mont de la Blana (2934 m), który wygląda jak ostoja w środku pustyni. Wędrowiec czuje ulgę i satysfakcję: to koniec jednego z najbardziej wymagających, a zarazem najpiękniejszych dni trekkingu Haute Route.
Cabane de Prafleuri (2624 m) to klimatyczne, odcięte od świata schronisko, zbudowane w 1969 roku przez Sekcję Montreux Szwajcarskiego Klubu Alpejskiego (CAS) na miejscu dawnej pasterskiej chaty. Bastion człowieka w królestwie skał rozbudowano w 1996 r. Wokół panuje surowy porządek – wszystko zbudowane z myślą o przetrwaniu, a nie o wygodzie. Oferuje jednak ciepło, spokój i chwilę odpoczynku.
Kolejny etap zaczyna się od stromego podejścia na Col des Roux (2804 m). Na rozgrzewkę droga prowadzi serpentynami po kamienistym zboczu. Pod butami drobny łupek chrzęści jak szkło, po lewej sterczą zwały moreny. Chłód poranka miesza się z ciepłem wysiłku.
Za przełęczą ścieżka wije się wśród rozsypanych głazów i kęp alpejskiej trawy, za chwilę krajobraz otworzy się ku zupełnie nowej dolinie. Tego dnia prognozy były dramatyczne z powodu przewalającego się przez Alpy frontu, lecz aura okazała się względnie łaskawa. Przygniatający ciężar powietrza, powolny ruch chmur i charakterystyczne mleczne światło, które odbiera krajobrazowi kontrast, a jednocześnie dodaje mu głębi.
Oczom ukazuje się Lac des Dix (2364 m) — rozległe, mlecznoturkusowe jezioro. Wygląda jak naturalne, lecz jest dziełem człowieka. Powstało po zbudowaniu w latach 1951–1961 zapory Grande Dixence — najwyższej betonowej tamy w Europie (285 m wysokości). W momencie ukończenia była to największa zapora betonowa świata, jej budowa pochłonęła około 6 milionów metrów sześciennych betonu i wymagała pracy kilku tysięcy robotników w ekstremalnych warunkach alpejskich. Do dziś uchodzi za symbol szwajcarskiej inżynierii i punkt wyjścia do dyskusji o granicach ingerencji człowieka w krajobraz Alp.
Zbiornik gromadzi wodę z 35 lodowców i 75 potoków, które spływającą nie tylko w tradycyjny sposób, ale i systemem podziemnych tuneli o długości ponad 160 km. Zgromadzona energia zasila elektrownie w dolinie Rodanu, a cały kompleks stał się jednym z największych projektów hydroenergetycznych XX wieku.
Zejście w kierunku jeziora prowadzi wzdłuż łagodnych zboczy, które na tle pustkowia Grand Désert wydają się niemal przyjazne. Po drodze mija się dwie kamienne chaty pasterskie – Cabane les Ecoulaies i Refuge de la Barmaz. typowe dla dawnego pasterskiego krajobrazu Valais, zbudowane z miejscowego łupku i modrzewiowego drewna. Latem służą jako sezonowe schronienia dla pasterzy i punkt odpoczynku dla wędrowców.
Tafla jeziora wydaje się spokojna, niemal senna, ale jej barwa — mleczna, z odcieniem szarości — zdradza lodowcowe pochodzenie wody, niosącej w zawiesinie pył skalny, tzw. glacier milk. Mimo industrialnego charakteru doliny, miejsce zachowało swoje piękno – monumentalne i spokojne zarazem. Idący wzdłuż wody wędrowiec ma wrażenie, że znalazł się w miejscu, gdzie góry i człowiek doszli do cichego porozumienia.
Ścieżka znów odbija ostro w górę przez Pas du Chat (2447 m), w stronę ciemnych moren u podnóża La Luette (3548 m) i Monts Rouges (3167 m) po drugiej stronie. Z każdym krokiem wzmaga się wiatr, zaś hardshell chroni przed zimnem i przelotnym deszczem. Ścieżka prowadzi przez trawers po którym dawniej wędrowali pasterze i muły z zaopatrzeniem między dolinami Bagnes i Hérémence, a dziś tylko przemykają wędrowcy z plecakami.
Towarzyszą kolejne cienkie wstążki rwących potoków spływających z topniejących pól śnieżnych, szukając ujścia w Grande Dixence, setki metrów niżej.
Szlak dociera do niewielkiego jeziorka. Tafla wody leży spokojnie, jakby odcięta od świata. Stąd odbija ścieżka do Cabane des Dix (2928 m) – jednej z najbardziej spektakularnie położonych alpejskich chat. Schronisko zostało zbudowane w 1908 roku przez sekcję Arolla Szwajcarskiego Klubu Alpejskiego (CAS) i od tamtej pory wielokrotnie przebudowywane, m.in. po lawinie w 1946 roku. Pilnuje grani nad lodowcem Cheilon jako baza wypadkowa alpinistów zdobywających Pigne d’Arolla (3787 m), La Luette (3548 m), czy Mont Blanc de Cheilon (3870 m). Wybieramy główny rumowiskowy wariant, unikając metalowych drabin na Pas de Chèvres.
W ciszy natura buduje symetrię z geometrią gór, jednak człowiek instaluje łańcuchy chroniące przed ześlizgnięciem się po kamienistym zboczu. Szlak uczy cierpliwości, pokory i specyficznego rytmu wędrowania, w którym każdy dzień jest osobnym światem.
Teren staje się coraz bardziej stromy i nieco wymagający. Ścieżka znika miejscami wśród gruzu, a oznaczenia szlaku porozrzucano po kamieniach. To miejsce surowe, niemal ascetyczne, a zarazem jedno z najbardziej pamiętnych na trasie. W trakcie trekkingu wielokrotnie przekracza się wysokie przełęcze nadające WHR rytmiczny, niemal medytacyjny charakter, w którym góry wyznaczają tempo myśli i kroków.
Kolejna przełęcz sięgająca niemal trzech tysięcy metrów – Col de Riedmatten (2919 m). Kiedyś przejściem pasterskim wędrowali kupcy z Val d’Hérémence do doliny Hérens, niosąc sól, skóry i sery. Dziś pozostał tylko szum wiatru i echo kroków wędrowców korzystających ze sztucznych ułatwień, którzy na chwilę stają między dwoma kontrastującymi światami Alp.
Przełęcz ukazuje inne oblicze gór, nad którymi dominuje Petit Mont Rouge (3320 m), ząb skalny z czerwono-brunatnych łupków, naturalny strażnik doliny. Charakterystyczny szczyt o ostrym, zębatym profilu wyrasta z bocznego grzbietu Aiguilles Rouges d’Arolla. Zabarwienie skał pochodzi od tlenków żelaza, zaś rudo-brunatne skały, z daleka niemal rdzawe, tworzą wyjątkowy kontrast z szarością moren i odcieniami zieleni – to jeden z najbardziej fotogenicznych „drogowskazów” tej części trasy.
Mgły wędrują po zboczach niczym powoli opadająca kurtyna po spektaklu w najwyższej scenerii Alp Pennińskich. Krajobraz zmienia się diametralnie z lodowcowego w pastoralny. Woda z topniejących pól śnieżnych spływa wąskimi korytami, tworząc liczne potoki, które łączą się w źródła La Borgne d’Arolla – rzeki niosącej dalej pył lodowcowy aż do dna Val d’Hérens.
Wraz z zejściem ku dolinie Arolla zza chmur zaczyna wyłaniać się monumentalna, lodowa ściana Glacier de Tsijiore Nouve. To jeden z jęzorów lodowcowych spływających z potężnego masywu Mont Blanc de Cheilon (3870 m), jednej z najpiękniejszych gór Alp Pennińskich. Nazwa, wywodząca się z dialektu franko-prowansalskiego, oznacza „biały szczyt przy przełęczy” – blanc od śniegu, cheilon od sąsiedniego lodowca.
W XIX wieku lodowiec sięgał aż po dno doliny, niemal do wioski Arolla — dziś cofnął się o ponad kilometr, pozostawiając po sobie kamienne rumowiska i siatkę potoków, które rzeźbią nowe koryta w surowej ziemi. U stóp potężnego Mont Collon (3637 m), wśród ciszy przerywanej szumem wiatru i dalekim pomrukiem wody, można nawet usiąść na ławeczce.
Szlak wiedzie do Arolli (1998 m) – jednej z najwyżej położonych, stale zamieszkanych osad w kantonie Valais, kojarzonej z dawnym alpinizmem i skituringiem. Wioska zachowała spokojny rytm życia mimo bliskości wielkich lodowców. Lokalna toponimia nawiązuje do limb (Pinus cembra) – po francusku „arolle” – które porastają tutejsze zbocza; powszechnie uważa się, że od nich wzięła nazwę miejscowość.
Po dniach ciszy, kamienia i rozłąki z cywilizacją pojawiają się kolory. To fragment, w którym po dniach skalistej surowości pojawia się znów rytm codziennego życia szwajcarskiej prowincji. W tle górują strażnicy doliny – wspomniany Mont Collon (3637 m) i Pigne d’Arolla (3796 m), których lodowce tworzą źródła zanikającej sezonowo rzeki La Borgne d’Arolla.
Na tym etapie Haute Route odzyskuje lekkość, prezentując nizinne oblicze Alp pilnowanych niżej przez La Maya (3040 m), Dent de Perroc (3676 m) oraz Le Troûco (2549 m). Szlak wiedzie wzdłuż rzeki, przez łąki i pastwiska, gdzie dzwonki krów mieszają się z szumem potoków. Wśród modrzewiowych zagajników widać drewniane domy i stodoły z ciężkimi, kamiennymi dachami — charakterystyczne dla doliny Val d’Hérens, jedne z najlepiej zachowanych w Alpach.
Leśna droga prowadzi do Les Haudères (1450 m), gdzie spotykają się dwie doliny – Arolla i Ferpècle. Wioska zachowała tradycyjny układ przestrzenny z gęstą zabudową z ciemnego modrzewia i kamienia. Lokalni mieszkańcy posługują się dialektem franko-prowansalskim, którym posługiwano się zanim francuski na dobre zdominował Alpy. Patois valaisan, wciąż bywa używany w rodzinnych rozmowach i pieśniach ludowych, stanowiąc żywą pamiątkę dawnych czasów. Chwilowa odskocznia od surowych krajobrazów przełęczy i lodowców. Wędrowiec na moment wraca do świata ludzi — ale bez utraty ducha gór.
W Les Haudères i okolicznych wioskach kuchnia pozostaje wierna pasterskim tradycjom. Podstawą jest ser – raclette i tomme du Valais, wytwarzane z mleka krów rasy Hérens, symbolu regionu znanego z siły i temperamentu. Do tego podaje się viande séchée du Valais, suszone mięso wołowe dojrzewające w górskim powietrzu, oraz zupy z jęczmienia i ziemniaków, które dawniej stanowiły główne pożywienie pasterzy. Chleb wypiekany w kamiennych piecach zachowuje świeżość przez wiele dni – cecha niezbędna w górskich warunkach. W dolinie działa też rzemieślniczy browar La Vouivre z Evolène, kilka kilometrów od Les Haudères, warzący piwa (bezalkoholowe oczywiście 🙂 inspirowane alpejskim krajobrazem i czystością źródlanej wody.
W zielonej dolinie Val d’Hérens kończy się pierwszy rozdział wędrówki z Le Châble, przez Mont Fort, Prafleuri czy Riedmatten. Każda przełęcz była wyzwaniem, każde zejście – nagrodą. Dolina, którą widać za plecami, jest nie tylko etapem trasy, lecz także lekcją o pokorze i pięknie gór, które dopiero przed nami.
Ciąg dalszy WHR (część II) – link























































