Walker’s Haute Route – cz. III (Gruben – Zermatt)

Walker’s Haute Route – cz. III (Gruben – Zermatt)

Walker’s Haute Route – część III

Bella Tolla – Gruben – Europahütte – Zermatt

 

WHR – wprowadzenie

Część I – link

Część II – link

 

Suplement – MatterhornDufourspitzeZermatt

 

 

W pierwszych promieniach Słońca grań odległa Weisshornu (4506 m) i Bishornu (4153 m) błyszczy jak z lodowego metalu, a charakterystyczne sylwetki czterotysięczników wyłaniają się z porannej mgły niczym z innego świata. Świt nad Cabane de Bella Tola otwiera kolejny etap Walker’s Haute Route. Wędrowiec odwraca się jeszcze raz za siebie, by spojrzeć na przebytą drogę, po czym rusza naprzód, by z każdym krokiem przybliżać się do celu – Matterhornu.

 

Walker’s Haute Route nie zna monotonii — raz sypie żwirem spod butów czy uwiera kamieniami, innym razem chłodzi górskim potokiem, w tym wypadku Torrent du Prilett. Optymalnym rozwiązaniem było noszenie zapasowej pary butów w niewielkim plecaku Gregory’ego, w którym mieści się wszystko.

 

Szlak wznosi się coraz wyżej, przecinając pasma skał i trawiaste zbocza, które kolejny raz ustępują surowemu krajobrazowi grani. Nad wszystkim czuwa Bella Tola (3025 m), która nadała nazwę wczorajszemu schronisku i całemu rejonowi. Zbocza zbudowane są z łupków i gnejsów, które w słońcu przybierają ciepłe, złociste odcienie. Bella Tola nie jest najwyższym szczytem w okolicy, ale ma w sobie spokój i arystokratyczną elegancję — góra o harmonijnych proporcjach, która od wieków stanowi naturalny punkt orientacyjny między dolinami Val d’Anniviers i Turtmann.

 

Choć nazwa brzmi włosko, „Bella Tola” wywodzi się z miejscowego dialektu patois valaisan, charakterystycznego dla tej części Alp, w którym krzyżują się wpływy włoskiego, francuskiego i franko-prowansalskiego. Słowo „bella” oznacza „piękną”, natomiast „tola” znaczy „wysoką” lub „wyniosłą” – razem tworzą określenie „pięknej, wyniosłej góry”. W średniowiecznych zapisach spotyka się formy Tolle lub Tola, zanim na stałe utrwaliła się współczesna nazwa, która do dziś brzmi miękko i melodyjnie, niczym echo dawnych pasterskich dialektów Walijskich Alp.

 

Rejon, przez który wiedzie Walker’s Haute Route, to część Alp Pennińskich (fr. Alpes Pennines, niem. Walliser Alpen) — pasma rozciągającego się między Przełęczą Świętego Bernarda na zachodzie a doliną Simplon na wschodzie. To tutaj wznoszą się najwyższe szczyty Szwajcarii, tworząc monumentalny łańcuch oddzielający kanton Valais od włoskiej Doliny Aosty i Piemontu. Charakterystyczna dla tego rejonu jest asymetria krajobrazu: południowe (włoskie) stoki są suche i nasłonecznione, a północne – wilgotne i pełne dolin lodowcowych.

 

To góry o dwoistej naturze – z jednej strony surowe, majestatyczne i dzikie, z drugiej gościnne i zamieszkane od stuleci, przekształcone przez pasterzy i alpejskich pionierów. Aspirujący do tych drugich mijają akurat Lac d’Armina (2655 m).

 

Ścieżka wznosi się pośród ostrych bloków skalnych, które jakby układały się w naturalne stopnie prowadzące ku grani. W oddali dominuje Meidspitz (2933 m) – zwarty, trójwierzchołkowy masyw o surowym profilu, zbudowany głównie z łupków chlorytowych i gnejsów. Nazwa pochodzi od  słowa meiden – „pastwisko”, „miejsce wypasu” – w dawnym dialekcie walijskim. Choć okolica wydaje się surowa, jeszcze w XIX wieku prowadzono tu sezonowy wypas bydła, a na północnych stokach Meidspitz zachowały się ślady dawnych szałasów.

 

Meidpass (2790 m), wąskie siodło rozdzielające dwa odmienne światy Alp Walijskich. Po jednej stronie — pozostawiona za plecami dolina Val d’Anniviers, z zielenią i pasterskimi wioskami; po drugiej — cień północnych stoków, surowszych, chłodniejszych i bardziej odludnych. Jeszcze w XIX wieku przełęcz służyła do transportu serów i skór — zanim pojawiły się drogi w dolinach.

 

Zejście z Meidpass to moment, w którym Walker’s Haute Route dosłownie przekracza granicę kultur i języków. Żegnamy francuskojęzyczne Val d’Anniviers, z jego miękko brzmiącymi nazwami i tradycją romańską, gdzie wioski noszą nazwy jak Evolène, La Sage czy Saint-Luc. Po drugiej stronie zaczyna się niemieckojęzyczna Turtmanntal, gdzie dominują już twarde, alpejskie brzmienia — Oberems, Turtmänna, Schwarzhorn, a językiem codziennym jest dialekt Walliserdeutsch.

 

Poniżej przełęczy leży Meidsee (2661 m) – ciche, polodowcowe jezioro o chłodnej, stalowoniebieskiej barwie. Geograficzna brama wiodąca do Turtmanntal. Woda zasila Rodan północnym stokiem, płynąc ku niemieckiej części Szwajcarii. Nawet przyroda przypomina, że granice między światami bywają subtelne – wystarczy kropla, by zmienić kierunek.

 

Zejście z Meidpass otwiera panoramę Turtmanntal – jednej z najbardziej dzikich i surowych dolin kantonu Valais. Nazwa wywodzi się od potoku Turtmänna, który przecina dolinę z południa na północ, niosąc wodę z topniejących jęzorów lodowców Turtmanngletscher i Bishorngletscher, spływających spod masywu Weisshornu (4506 m). Źródłosłów nazwy sięga średniowiecznych form Turtmanon lub Turtmannun – oznaczających „ciemną wodę” lub „wodę burzącą się wśród kamieni”.

 

Przytłacza coraz bliższy masyw Weisshornu (4506 m) – jednej z najdoskonalszych piramid alpejskich. Biała, lodowa kopuła wznosi się nad doliną niczym ośnieżony obelisk, symbol potęgi Alp Pennińskich. Po lewej stronie wyrasta Bishorn (4153 m), bardziej łagodny w kształcie, ale równie majestatyczny, zwieńczony szerokim płatem lodu. Oba szczyty połączone są przełęczą Col de Milon (2973 m), u której podstawy ciągnie się Tête de Milon (3693 m).

 

Weisshorn, zdobyty po raz pierwszy w 1861 r., uchodzi za jedną z najtrudniejszych i najpiękniejszych gór Szwajcarii. Jego strome grzbiety i niestabilna kopuła śnieżna sprawiają, że wspinaczka należy do najambitniejszych alpinistycznych wyzwań. Z kolei Bishorn, zdobywany przez lodowiec z Cabane de Tracuit, bywa nazywany „czterotysięcznikiem dla poetów” – nie z powodu łatwości, lecz z racji widoków, które wynagradzają każdy krok.

 

W dolinie wciąż można usłyszeć dialekt walliserski, jeden z najstarszych w Szwajcarii, zachowujący archaiczne brzmienia języka niemieckiego. W tym rejonie stosunkowo często spotyka się krzyże – w miejscach, gdzie kruchy człowiek styka się z potęgą gór. Dla mieszkańców doliny Turtmanntal to świadectwo wiary i tradycji, dla wędrowców – punkt zadumy i chwilowego postoju.

 

W sercu doliny leży niewielka wioska Gruben (1820 m) – jedyna zamieszkana osada w górskiej dolinie. Zachowała autentyczny, niemal surowy charakter dawnych alpejskich osad pasterskich. Gruben nie jest miejscem turystycznym w klasycznym sensie – nie ma sklepów, restauracji, wypożyczalni sprzętu, wyciągów ani kolejek linowych. Oferuje za to spokój i ciszę, jakiej próżno szukać w bardziej znanych alpejskich dolinach. W powietrzu unosi się zapach żywicy, ziół i siana, a dźwięk krowich dzwonków miesza się z szumem wody.

 

Hotel Schwarzhorn w Gruben to swego rodzaju wąskie gardło na trasie WHR – jedyne miejsce noclegowe w tym rejonie, bez realnej alternatywy. Ceny oczywiście adekwatne do szwajcarskiego hotelu, jednak standard sanitarny i noclegowy w salach wieloosobowych dość skromny. Trudne warunki nie są jednak źródłem nieporozumień czy konfliktów między wędrowcami.

 

Turtmanntal o świcie jest niemal bezgłośna, szlak wiodący z Gruben wspina się zakosami przez modrzewiowe lasy, zagajniki i pastwiska. Za nami pozostaje potężna, piramidalna góra Barrhörner (3610 m). W rzeczywistości to dwa wierzchołki: Vorder Barrhorn (3610 m) i Schwarzhorn (3205 m), rozdzielone szerokim siodłem lodowcowym. Co ciekawe, Vorder Barrhorn uchodzi za najwyższy szczyt Alp dostępny dla turystów bez sprzętu alpinistycznego.

 

Stada wypasane są wysoko, aż po granicę hal i rumowisk. Dźwięk dzwonków niesie się echem po dolinie, a trekkerzy dzielą z tutejszą fauną te same ścieżki i łąki, jakby należały do wspólnego rytuału górskiego lata. Typowy obrazek z Alp Walijskich, gdzie pasterskie życie i turystyka współistnieją w naturalnej harmonii.

 

Światło powoli wspina się po zboczach doliny, jakby samo szukało drogi ku przełęczy Augstbordpass (2893 m). Chłód poranka powoli ustępuje miejsca delikatnemu, złotemu blaskowi. Jakby kadr z filmu „Into the Wild” – opowieści o podróży w poszukiwaniu wolności i sensu życia. Na szlaku Walker’s Haute Route nie ma jednak ucieczki od świata – raczej powrót do jego istoty i harmonii. Człowiek nie walczy z górami, staje się częścią krajobrazu, w którym wszystko – kamień, światło, powietrze – ma swoje miejsce i rytm.

 

Poniżej przełęczy, gdzie kończą się ścieżki, a zaczyna królestwo kamienia, pojawia się niewielkie jezioro. Nie ma go ani na mapie, ani w przewodniku. Takie zbiorniki w Alpach pojawiają się i znikają – czasem trwają kilka sezonów, czasem tylko jeden. Dla geologów to zwykłe zjawisko, dla wędrowca – cud przemijania. Patrząc na nie, trudno nie pomyśleć, że i ta trasa, i ten moment są równie nietrwałe, jak jezioro bez nazwy.

 

Augstbordpass (2893 m) kolejna alpejska przełęcz łącząca doliny — nie tylko geograficznie, ale i ludzkimi losami. Nazwa pochodzi od staroniemieckiego słowa „Augstbord”, oznaczającego „wysoką półkę” lub „górski balkon”. Przełęcz wznosi się niczym kamienny taras zawieszony między dolinami Turtmann i Mattertal, którymi przez stulecia wędrowali pasterze i kupcy. Zarówno ówcześni jak i współcześni próżno szukali schronienia przed przeszywającym wiatrem.

 

Przed oczami otwiera się szeroka panorama doliny Mattertal – głębokiej, wąskiej rynny biegnącej w stronę Grächen. Góry schodzą kaskadami: od poszarpanych grani Steinbockhorn i Bietschhorn, po niższe, odległe zielone zbocza, nad którymi tańczą obłoki.

 

Na Walker’s Haute Route poczucie oczywistości górskiego szlaku bywa złudne. Wśród rumowisk i głazów znak pojawia się czasem dopiero wtedy, gdy wędrowiec zaczyna wątpić, czy nadal idzie właściwie. Dlatego coraz częściej to nie farba, lecz GPS w smartfonie staje się prawdziwym „drogowskazem”, uzupełniając alpejską logikę szlaku o precyzję współrzędnych.

 

Zejście z Augstbordpass prowadzi przez jeden z najbardziej surowych fragmentów całej Haute Route. Szlak ginie wśród zwałów skalnych, jakby człowiek próbował przejść przez zastygłe w ruchu morze kamieni. Tu każdy krok wymaga skupienia, a każdy głaz nosi ślad sił, które ukształtowały Alpy.

 

Krajobraz ulepiony z gnejsów, łupków i serpentynitów – skał powstałych w wyniku potężnych ciśnień i temperatur, gdy dawne dno oceanu zostało wypchnięte ku górze podczas kolizji płyt afrykańskiej i euroazjatyckiej. W niektórych miejscach, między blokami skalnymi, można dostrzec cienkie żyły kwarcu – pozostałość procesów hydrotermalnych sprzed milionów lat.

 

Domena kamienia i ciszy, fragment Wysokiej Drogi, w którym człowiek czuje się najmniejszy. Odwołując się do klasyka, można by rzec – kamieni kupa. Nie ma nawet ścieżki w klasycznym sensie – jest tylko kierunek, który trzeba odnaleźć samemu.

 

Fenomen WHR wynika z różnorodności trasy. Każdego dnia trekking wiedzie przez alpejskie pasmo, ukazujące jego odmienne oblicze. Każda przełęcz i łączące je doliny mają własny język, zapach, światło i sposób, w jaki góry układają się na horyzoncie.

 

Docieramy na skraj doliną Mattertal, poniżej zabudowania Grächen rozrzucone na zielonych tarasach. W tle wznoszą się Distelhorn (2954 m) i Wannehorn (2655 m).

 

Monumentalna grań Mischabel, najwyższe pasmo w całości leżące w granicach Szwajcarii. Na pierwszym planie wznosi się Nadelhorn (4327 m) – smukła, śnieżna iglica, której nazwa (nadel, czyli igła) trafnie oddaje kształt olbrzyma. Obok wyrasta równie masywny Dirruhorn (4034 m), a między nimi wcina się szeroki jęzor Riedgletscher. Dalej na południu, za kolejnymi graniami, majaczy potężny Dom (4545 m) – najwyższy szczyt w całości leżący w Szwajcarii.

 

Kolejny raz trzeba zgubić ciężko wypracowaną wyskość. Zejście z grani prowadzi ku dolinie szerokimi łukami, a horyzont zamyka Sparruhorn (2987 m) – ciemny, surowy masyw o kształcie nieregularnej piramidy.

 

Jungen (1955 m) jest uznawane za jedną z najbardziej malowniczych alpejskich osad – kilkanaście drewnianych chat i stodół, rozsianych po trawiastym zboczu wysoko nad doliną Mattertal, jest pozostałością dawnych sezonowych osad pasterskich (Maiensässen). Wioska zachowała swój pierwotny charakter — nie ma sklepów, zgiełku kurortów, a nawet kawałka asfaltowej drogi.

 

Łącznikiem ze światem jest osobliwa, mała linowa kolejka gondolowa łącząca wioskę z St. Niklaus. W określonych godzinach system działa „na wezwanie” – w górnej stacji naciska się przycisk, dzięki któremu z doliny nadjeżdża stalowa kabina mieszcząca cztery osoby. W ciągu kilku minut pokonuje ponad 900 metrów różnicy wysokości, zawieszona nad zielonymi łąkami, lasami i potokami.

 

St. Niklaus (1120 m) ma wyjątkowe znaczenie w historii alpinizmu. Z tych okolic wywodzili się słynni przewodnicy – m.in. Peter Knubel (1832–1919), Josef-Marie Lochmatter (1872–1914) oraz ich następcy – którzy w XIX i XX wieku tworzyli elitę szwajcarskiego przewodnictwa górskiego. Knubel jako pierwszy Szwajcar wspinał się w Himalajach (Nanga Parbat w 1902 r.), zaś Lochmatter zasłynął z licznych pierwszych wejść w Alpach Pennińskich i z opracowania tzw. „stylu z Mattertal”, stanowiącego fundament nowoczesnej asekuracji górskiej. Pamiątki po nich i ich towarzyszach można zobaczyć w tutejszym Bergführermuseum.

 

Po zejściu z Augstbordpass trekkerzy tylko na chwilę dotykają świata dolin. Szlak zaczyna mozolnie piąć się ku górze, jakby z każdym zakrętem chciał odzyskać pochopnie utraconą wysokość. W dole słychać jeszcze szum rzeki Matter Vispa, ale każdy krok oddala od jej nurtu. Pot zalewa czoło, a w powietrzu czuć bliskość ostatnich rozdziałów opowieści WHR.

 

Kulminacją Wysokiej Drogi jest Europaweg. Zbudowany w latach 90. XX wieku jeden z najbardziej spektakularnych odcinków trekkingowych miał stać się nowoczesnym symbolem alpejskiego wędrowania. Ponadto Walker’s Haute Route spotyka się z trasą Tour du Monte Rosa – dwa wielkie, alpejskie szlaki zbiegają się w jedno, by wspólnie poprowadzić wędrowców do Zermatt.

 

Europaweg wiedzie wąskimi półkami skalnymi, przez mosty i galerie zabezpieczone przed osuwiskami. Wąska ścieżka wije się po stromych zboczach, a metalowe mostki i drabinki umożliwiają pokonanie miejsc, które dawniej broniły się przed towarzystwem człowieka. Każda kładka i drabinka to wynik dziesiątek godzin pracy i precyzyjnych pomiarów geologicznych.

 

Osuwiska i lawiny błotne regularnie niszczą fragmenty szlaku, dlatego Europaweg jest w ciągłej odbudowie i modyfikacji – niemal każdego roku zmienia swój bieg, by dostosować się do żywiołu. Na niektórych odcinkach (np. Randa-Täschalp) szlak przegrywa walkę z potęgą natury.

 

Góry niekiedy odpuszczają. Z daleka wydaje się, że ścieżka znów poprowadzi podążającego w piekącym słońcu wędrowca ku kolejnemu skalnemu wzniesieniu, które dominuje nad doliną. Trekker przygotowuje się do wymagającego podejścia, gdy nagle szlak odpuszcza, odbija w prawo, trawersując stok.

 

Europaweg zrodziła się z ambicji, aby stworzyć „najpiękniejszą trasę wysokogórską w Europie”. Projektowi nadano wymiar symboliczny – miał być „ścieżką jednoczącej się Europy”, łączącą ludzi ponad granicami. Pomysł powstał w czasie, gdy Szwajcaria prowadziła intensywną debatę o relacjach z Unią Europejską, a sam szlak miał być gestem europejskiego ducha współpracy, mimo że kraj pozostaje poza Wspólnotą.

 

Na skalnym występie zawieszonym niemal nad przepaścią, stoi Europahütte (2220 m) – ostatnie schronisko na trasie Walker’s Haute Route. Zbudowane w 1999 roku z inicjatywy lokalnej sekcji Mischabel SAC, już po kilku latach przeszło poważny test – w 2010 roku osuwisko zniszczyło część ścieżki i rozerwało dach budynku. Mimo to zostało odbudowane i do dziś gości trekkerów podążających szlakiem, który – jak Alpy – wciąż się zmienia. Lecące z łoskotem lawiny kamieni w tym rejonie nie są niczym nadzwyczajnym.

 

Europahütte ma swojego stróża w postaci koziorożca alpejskiego, który od lat pojawia się regularnie, doglądając porządku wokół schroniska i na drewnianym tarasie. Miejscowi i turyści ochrzcili go przydomkiem „Europabock”, czyli „kozioł z Europahütte”.

 

Z perspektywy Europahütte po raz kolejny prezentuje się Weisshorn (4506 m). Z tej perspektywy wyrasta z doliny niczym geometrycznie doskonała piramida wzniesiona białego granitu i lodu. Długie grzbiety tworzą niemal idealną symetrię, a południowa ściana – widoczna stąd w pełnej krasie – opada stromo do doliny Mattertal.

 

Na wysokości ok. 2200 m rozpięty jest jeden z najbardziej imponujących mostów wiszących w Alpach – Charles Kuonen Hängebrücke, znany też jako Europabrücke. Liczy 494 metry długości i przecina głęboki jar nad potokiem Grabengufer, który w przeszłości wielokrotnie był niszczony przez osuwiska i lawiny kamienne. Stalowa konstrukcja lekko drży i chwieje się pod stopami, przejście nie wymaga wprawdzie heroizmu, ale odrobina odwagi nie zaszkodzi.

 

Täschalp (2214 m) jest jedną z najwyżej położonych osad na  w dolinie Mattertal. Symboliczny próg przed wejściem w dolinę Zermatt – ostatni moment, by spojrzeć wstecz na przebyte przełęcze, zanim krajobraz zdominuje finalna destynacja WHR.

 

Za jednym z zakrętów ścieżki pojawia się długo oczekiwany cel – Matterhorn (4478 m), symbol Alp i synonim górskiej doskonałości.

 

Ścieżka z Täschalp w kierunku Zmutt prowadzi przez rozległy, trawiasto-skalny taras. Matterhorn rośnie w oczach, zdaje się być już na wyciągnięcie ręki. Perspektywa, która pojawia się na okładkach wielu map oraz przewodników.

 

Finał Walker’s Haute Route poprzedzający górski suplement. Wdzięczność, radość, satysfakcja. A także brawa dla wytrwałych Czytelników.

 

Zermatt – link

Matterhorn – link

 

Szukaj

Ostatnie wpisy

Zdobyć K2. Spotkanie z Moniką Witkowską

KNZP WPiA UW – Prawo spadkowe w praktyce notarialnej

Sanctions for Abuse of Procedural Rights in Polish Civil Proceedings